Metamorfoza parapetu
Genezą podjęcia się tej benedyktyńskiej niemalże pracy był dysonans estetyczny w postaci brzydkich lastrikowych parapetów, które deweloper w łaskawości swojej zamontował. Jedyną ich zaletą była ich równa powierzchnia- czyli standard i spora szerokość, dzięki czemu mogłam na nich ustawiać sporo doniczek z kwiatami.
Na początku przyznam się, że droga do celu była długa i ciernista, usiana nerwami i krzykami. Cóż, twórczość bywa męką, a pojęcie męki twórczej znane jest i największym i całkiem malutkim artystom. Efekt końcowy natomiast raduje oczy domowników i gości, a uszy mile łechce okrzykami zachwytu, czego i Wam życzę.
Etap pierwszy:
Wykonanie płytek ceramicznych.
To zadanie należy wykonać samemu albo zlecić komuś (czyli mnie ;) Płytki należy wypalić, poszkliwić i znów wypalić. Kolory dopasowujemy do otoczenia. Ja wybrałam zielenie, żółcie, pomarańcz, trochę brązu, fioletu i złota. Taki zestaw pasuje do sporej ilości barw, czyli przy zmianie koloru ścian raczej nie trzeba będzie ani kuć ani wymieniać parapetu. Na pierwszym zdjęciu widoczny fragment parapetu- płytki przyklejone do podłoża.
2. Wyklejanie parapetu. Oprócz płytek konieczny jest klej: np montażowy (dostępny w sklepach budowlanych), zręczne paluszki i wprawne oko. Takie nierówne płytki nie są najłatwiejszym tworzywem, więc dopasowywanie trochę trwa.
3. Pomiędzy ceramicznymi płytkami zostało sporo miejsca, które czekało na wypełnienie. Wybraliśmy fugę o kolorze czekoladowym i po sporządzeniu płynnej masy wg wskazówek na opakowaniu wypełniliśmy wolne przestrzenie. Do nakładania świetnie nadają się plastikowe "karty" np: promocyjne i członkowskie wydawane chętnie przez rozmaite sklepy. Do czyszczenia płytek zabrudzonych fugą używaliśmy noża, patyczka, karty plastikowej a na koniec wilgotnej gąbki.
4. Po usunięciu zabrudzeń ustawiamy na odnowionym parapecie coś ładnego, usuwamy firankę, żeby go nie zasłaniała, chwalimy się krewnym, znajomym i jeszcze nieznajomym :)